Dawniej, gdy miałam okazję pisać o sztuce jako formie protestu, o ARTiwistach i ich akcjach, o prawie do wolności wypowiedzi oraz prawie do krytyki, zaznaczałam na wstępie, że oceniać wartości artystycznej perfmormanc’ów nie zamierzam. Zadaniem krytyków sztuki współczesnej jest jej ocena, a ja jestem od tego, by stawać w obronie prawa do protestu, prawa do krytyki władzy, a nawet prawa do rzucenia wyzwania społeczeństwu.
Jednak przez te wszystkie lata i ja zaczęłam wyróżniać kryteria sukcesu artystycznych protestów. Celem owej sztuki jest oburzyć, zaczepić, zmusić do reakcji. Stąd też i prześladowania artystów są niejako wyznacznikiem sukcesu ich wystąpienia. Jeśli nikt nie rzucił się na protestujących artystów, nikt nie próbował ich zatrzymać i pociągnąć do odpowiedzialności prawnej, jeśli nie zostali oni zatrzymani i posądzeni o zdradę oraz bluźnierstwo, jeśli nie byli podejrzani o niepoczytalność – ich wysiłek wydaje się pójść na marne. Tym bardziej, jeśli manifest nie zadziwiał, nie prowokował i nie doprowadzał otoczenia do białej gorączki.
Akcja prowokacyjna zawsze drażni, męczy, wywołuje złość. Pół biedy, jeśli jej celem są tylko rządzący – wtedy prawdopodobnie zezłości się tylko władza (jak w przypadku sławnego rosyjskiego graffiti grupy “Voina” (tłum. “Wojna”) na moście w Petersburgu z 2010 roku, gdy publiczność odniosła się do akcji jak do dobrego żartu). Trudniejsze zadanie mają Ci, którzy rzucają wyzwanie ludziom współczesnym, nam.
Wydaje się, że występujący w marcu 2017 roku w Oświęcimiu przy wejściu na teren obozu “performerzy” (jak sami siebie określają), osiągnęli sukces – ściągnęli na siebie nienawiść władzy, muzeum i społeczeństwa. Ich wysiłki docenił i sąd – półtora roku więzienia dla jednego z organizatorów, rok i dwa miesiące dla drugiego. Do tego dochodzą oczywiście kara grzywny, zakaz wykonywania zawodu, wydalenie z Polski (gdzie obaj artyści studiowali reżyserię). Co ośmielili się wymyślić ci „niegodziwcy i złodzieje”? Czym wywołali taką burzę? Sam pomysł performanc’u był dość prosty: wyjść grupą młodzieży do słynnej bramy byłego obozu koncentracyjnego Auschwitz- Birkenau, usiąść przy niej, rozebrać się do naga i zakuć się w kajdanki, a następnie powiesić na bramie słowo „miłość” (z jakiegoś powodu po angielsku, co tylko podkreśla panującą tam hipisowską atmosferę) i modlić się o pokój. Trudno nazwać to poważną prowokacją, choć użyto jeszcze efektów dymnych i dźwiękowych (petardy), co przestraszyło nawet samych uczestników akcji (okazuje się, że większość z nich nie wiedziała o przygotowanych efektach specjalnych).
Najstraszniejszym elementem performanc’u (czy jest ktoś, kto tego żywo nie omawiał?) okazało się symboliczne zabicie zwierzęcia ofiarnego, nazywanego przez dziennikarzy “niewinną owcą”. Zabicie niewinnej owcy potępili nawet sami nadzy wykonawcy – okazało się to dla nich nieprzyjemną niespodzianką (do czego była potrzebna owca – wiedzą tylko sami organizatorzy). Dziennikarze opisujący akcję sami często nie mogli ukryć zdziwienia: “wzywali do nieprzelewania krwi, a sami krew przelali” (modlili się o pokój, a sami owcę zarżnęli). Rzesza internautów na forach internetowych chwytała się za głowę, wszystkim było żal owcy (jeśli wszyscy z komentatorów byli wegetarianami-nie mam pytań, jednakże śmiem w to wątpić). Sąd podzielił opinie internautów – za zabójstwo niewinnej owcy w “nieprzeznaczonym do tego miejscu”, artyści zostali dodatkowo obciążeni karą grzywny oraz zostali objęci zakazem posiadania zwierząt na okres lat 10. Okazało się, że zabijać owce humanitarnie można tylko w specjalnie przeznaczonych dla tego celu miejscach (to znaczy, w ubojniach); rzeźnikom i wszystko mogącym specjalistom ze sfery „uboju bydła” nikt przecież nie zabrania posiadania zwierząt!
Wydaje się, że owca (odświętny tytuł „niewinna” wskazuje na to, że bywają i owce „winne”) jest jedynym oryginalnym elementem akcji u bram Oświęcimia. Jeśli ktoś ma na to ochotę, może doszukać się w niej motywów biblijnych: składanie ofiary przez Abrahama, któremu w ostatnim momencie pozwolono ofiarować baranka zamiast syna – wyraźny symbol odmowy ludobójstwa. Poza tym, wszystko było przeprowadzone według standardowych kanonów współczesnego artystycznego protestu, gdzie obowiązkowo trzeba być nagim, a kajdanki i petardy są bardzo mile widziane. Na nagich ciałach modlących się o pokój były wypisane miasta i części świata, gdzie pokoju brak, jednakże napisy na nagich ciałach także są częstym zjawiskiem.
Czy pokój, miłość, obnażenie się są przestępstwem? Zapomnijmy już o zwierzęciu ofiarnym – za owcę artyści zostali ukarani osobno, a większość uczestników i uczestniczek i tak nie czuje się winna zarżnięcia barana. Co tak długo badali śledczy? Za co skazał artystów polski sąd? Tak jak i w głośnej na cały świat sprawie Pussy Riot protestujących w soborze Chrystusa Zbawiciela w Moskwie, przestępstwo polegało na bluźnierstwie; na obrazie uczuć i, jak w oficjalnych komunikatach twierdzi muzeum, na „wykorzystaniu symbolu Auschwitz dla jakiejkolwiek manifestacji, co jest rzeczą oburzającą i niedopuszczalną”.
Oznacza to, że administracja muzeum przy wsparciu polskich prokuratorów i sędziów, zabrania nam wszystkim symbolicznego rozumienia Oświęcimia; zabrania mówienia o tragicznej dla wielu współczesności w kontekście tragedii obozu z przeszłości. Zabrania porównywać cierpienia umierających każdego dnia w wyniku przemocy i piekła wojny dzieci (to, czemu właściwie była poświęcona akcja osądzonych artystów) – z tym cierpieniem, którego doświadczali więźniowie obozu koncentracyjnego.
Zgodnie ze stanowiskiem muzeum, prokuratury i sądu logicznym posunięciem jest przyjęta w styczniu przez Sejm, a w lutym przez Senat, głośna ustawa zakazująca nazywania tego, jak i pozostałych obozów śmierci “polskimi” i twierdzić, że Polacy uczestniczyli w przestępstwach nazistów w trakcie drugiej wojny światowej oraz obarczać ich za nie odpowiedzialnością. Teraz „zakaz użycia symbolu” jest potwierdzony prawnie. Racja, z ważnym zastrzeżeniem, że za przestępstwo nie uważa się aktywności w ramach artystycznej lub naukowej działalności. W innym przypadku prokuratorzy zostaliby na pewno zawaleni pracą: śledztwo w sprawie rozpowszechnienia znanego na całym świecie komiksu “Maus” o losie Żyda polskiego pochodzenia – Władka Szpigelmana oraz jego syna (autora komiksu), gdyż w tym komiksie wiele zostało napisane o niechlubnej roli polskiego społeczeństwa w historii holocaustu; rozliczenie się z niektórymi filmami Andrzeja Wajdy, w których polscy bohaterowie popierają hitlerowców poniżających Żydów; zakrycie archiwum i utajnienie już opublikowanych materiałów.
W moich oczach nie ma żadnej winy historycznej: różni ludzie nie brali udziału w przestępstwach nazistów – niektórzy byli Polakami, niektórzy Niemcami; Ci, którzy się przeciwstawili, w równej mierze zasługują na szacunek i wdzięczność – narodowość i obywatelstwo nie grają tutaj żadnej roli. Problem nie leży w historycznej winie, a w tym, że należy znać prawdę o przeszłości, a nie ją ukrywać, zaprzeczać jej lub ją zakazywać. Zbrodni przeciwko ludzkości winni są wszyscy żyjący, prócz tych, którzy się jej sprzeciwiali lub sprzeciwiają. Za zbrodnie naszych czasów, oczywiście, jesteśmy winni my wszyscy.
Według słów jednego z autorów performanc’u u bram Oświęcimia, jego i jego zwolenników “zrozumieją wtedy, kiedy ujrzą nie ciało owieczki, a kiedy zacznie się wojna, a oni będą się zastanawiać: dlaczego nikt nie protestował? Oni właśnie protestowali i byli za to wtrącani do więzienia.” Oświęcim – prawdziwy, tragiczny – nie należy do administracji muzeum. To nie oni powinni decydować kto i jak może używać symbolu Auschwitz. Wsadzać do więzienia tych, którzy protestują przeciwko wojnie – za co zginęło wielu więźniów nazistowskich obozów koncentracyjnych, jest prawdziwym znieważeniem pamięci.
Stefania Kulayeva, blog of Radio Liberty
Tłumaczenie – Patrycja Pompała
Zdjęće portalu syg.ma